Elizjum
to film sci-fi i akcji, o banalnej i niewiarygodnie przewidywalnej fabule,
zrobiony z widocznym rozmachem, bardzo realistycznie przedstawiający świat
przyszłości. Niestety poza niesamowitym zaprojektowaniem i przedstawieniem świata bogaczy na Elizjum i świata biedaków
na Ziemi oraz niezłymi efektami specjalnymi (szczególnie audio) nic dobrego o
tym filmie nie można napisać.
Zadziwia
niewiarygodna sztampowość akcji całego filmu. Wszystkie sceny i ich kolejność
przebiegają bez najmniejszego odstępstwa od znanego schematu. Już dawno nie
widziałem takiego filmu. Zawsze są dodawane choćby drobne zmiany w postaci
jakiegoś nieprzewidzianego zachowania jednego z bohaterów, albo jakiś
zaskakujący element humorystyczny, cokolwiek. Jedyną namiastką oryginalności były
egoistyczne motywy działania głównego bohatera, które nie zmieniły się w „misję
ratowania świata”. Twórcy filmu także nie postarali się o wymyślenie choćby
jednego drobnego szczegółu pokazującego naszą sci-fi przyszłość. Wszystko było
już w innych filmach (podobne roboty, wystroje wnętrz, urządzenia, broń,
wahadłowce itd.) Zastanawiam się kiedy ktoś w filmie sci-fi wymyśli nowe drzwi
pomiędzy pomieszczeniami (najczęściej w statkach kosmicznych), bo mam wrażenie,
że wszyscy od lat 70 pożyczają sobie tą samą makietę.
W
filmie przeszkadzają też melodramatyczne przerywniki z dzieciństwa głównego
bohatera, które zajeżdżają tandetą i wybijają z akcji. Tani sentymentalizm
dopełniła ckliwa końcówka. Pozbycie się tych nieudanych wątków melodramatycznych
odbiłoby się pozytywnie na wartkości akcji i większym realizmie.
Generalnie
film nie trzymał mnie w napięciu nie tylko z powodu swojej przewidywalności,
ale również dzięki scenom walki kręconym „nową techniką”, która uniemożliwia
rozpoznanie co się dzieje na ekranie (patrz: wpis z lipca 2013 „Nowa jakość
filmu akcji”). Trzęsący się obraz, same zbliżenia, częste zmiany ujęć
wystarczyły żeby nie rozpoznać przebiegu walki, nie trzeba było dodawać za
każdym razem migającego światła. Sceny walki spędziłem na pisaniu recenzji, a
ponieważ było ich dość sporo, to wychodząc z kina miałem ją już gotową.
Jeżeli
ktoś uważa, że film skłania do przemyśleń to pewnie jest osobą, dla której
zakup gumy do żucia stanowi całodniowe wyzwanie logistyczne obfitujące w wiele
skomplikowanych i zagmatwanych prawd życiowych. Całe przemyślenia dotyczące filmu
to dwusekundowe przypomnienie oczywistości
jaką jest to, że świat składa się z biednych i bogatych.
Zgadzam sie! World War Z z Bradem Pittem byl zdecydowanie lepszy, choc niby tez temat juz przerobiony wzdluz i wszerz; p
OdpowiedzUsuń