Ostatnio nie jestem w
stanie znaleźć gazety, w której nie byłoby artykułu feministycznego
przekonującego o wszechobecnej dyskryminacji kobiet. Zalewani jesteśmy propagandą
feministyczną na każdym kroku i można zauważyć, że proceder ten nasila się. Z jednej
strony atakują nas wszechobecne media, a z drugiej obowiązkowe szkolenia z „równości”,
nauczanie urzędników, wprowadzanie zapisów prawnych, no i indoktrynacja naszych
dzieci od najmłodszych lat (przedszkola „równościowe”, bajki i przedstawienia
teatralne, tj np. „Skarpety i papiloty”, itp.)
Próby zachęcania kobiet
by były mężczyznami pojawiają się pod rożną postacią – od wychwalania tego co
robią mężczyźni, poprzez deprecjonowanie kobiecości, aż do pokazywania jak
bardzo kobiety są zniewolone przez mężczyzn i jak źle są traktowane itd. Jednym
słowem życie kobiety w Polsce to pasmo udręk, które zawdzięczają mężczyznom.
W wielu artykułach
można znaleźć bezpośrednie zarzuty o dyskryminację. Tu często pojawiają się
wyliczanki pokazujące przewagę kobiet nad mężczyznami jako pracowników. I tak często
pojawia się argument, że kobiety są lepiej wykształcone od mężczyzn a nadal nie
zajmują odpowiednich stanowisk pracy w odpowiednich sektorach. No tak, tylko,
że panie feministki nie wspominają już o tym, że kobiety mają wykształcenie
głównie z kierunków humanistycznych, które mają niewielką wartość na rynku
pracy. Przypominam, że wcześniej feministki twierdziły, że brak kobiet w
zawodach typowo męskich jest wynikiem utrudnionego dostępu kobiet do edukacji.
Teraz, gdy kobiety mają już dostęp do edukacji feministki oskarżają o to stereotypy.
Feministki za nic w świecie nie chcą uwierzyć kobietom, że po prostu one nie są
zainteresowane męskimi zawodami.
Kolejnym często
spotykanym argumentem świadczącym o tym, że kobiety są lepszymi pracownikami od
mężczyzn są wyniki badań o różnicach płciowych. Pokazują one, że kobiety lepiej
się sprawdzają w sytuacjach, gdzie trzeba wykonywać kilka zadań (czynności) na
raz, a mężczyźni raczej preferują skupienie się na jednym zadaniu. Ta różnica
jest przedstawiana przez feministki jako dająca przewagę kobietom na rynku
pracy. Jednakże, dwa zdania dalej ta sama feministka ma pretensje, że
pracownicy wyższych uczelni to głównie mężczyźni. Kompletnie nie zauważa tego,
że praca naukowa wymaga skupienia się na jednym skomplikowanym zadaniu (na jego
szczegółowej analizie, a więc i całkowitemu zaangażowaniu), co jest cechą
typowo męską, którą wcześniej uznała za mało przydatną.
Inny rodzaj artykułów
feministycznych to takie, w których bezpośrednio nie mówi się o dyskryminacji.
Na przykład w wielu gazetach można przeczytać historyjkę o tym, jak okropny
mężczyzna zarabia wystarczająco dużo pieniędzy by utrzymać swoją partnerkę
przez co ona jest nieszczęśliwa. Jest nieszczęśliwa, bo nie musi pracować. A
dodatkowo ten okropny mężczyzna - tyran jest z tego powodu zadowolony. Dziwak
lubi jak jego partnerka czeka na niego w domu, gdy wraca z pracy. Nie będę już
wspominał, że mężczyzna ten wspina się na wyżyny bezczelności oczekując od
kobiety przygotowania posiłku. Generalnie z całego obrazka wyłania się postać
zakompleksionego mężczyzny, który nie pozwala kobiecie podjąć pracy zawodowej,
która jak wszyscy wiemy jest największym źródłem satysfakcji, osobistego rozwoju
i wolności. Mężczyzna nie tylko zabrania kobiecie być szczęśliwą poprzez pracę
zawodową, ale jednocześnie nie zauważa oraz nie docenia tego, co kobieta robi w
domu. Taki obraz jest nagminnie przedstawiany w mediach, co w końcu przekłada
się na wrażenie jego wszechobecności (każda niepracująca kobieta jest
nieszczęśliwa). Tak naprawdę niewiele par ma taką finansową możliwość, a jeśli
już, to kobiety najczęściej z własnej woli rezygnują z pracy zawodowej i są z
tego powodu szczęśliwe. Dobrze o tym wiedzą nie tylko kobiety ale i feministki –
„Kobiety nie powinny mieć możliwości wyboru pozostania w domu i wychowywania
dzieci, ponieważ gdyby taka możliwość naprawdę istniała, zbyt wiele kobiet
skorzystałoby z niej” – Simone de Beauvoir (jedna z największych feministek).
0 komentarze:
Prześlij komentarz